Lydia Boyle o magii wiedziała tylko tyle, że gdzieś tam istnieje ─ mama w tym temacie nie miała za wiele do powiedzenia, w każdym razie nic pozytywnego. Wyznała, że ojciec Lydii to czarodziej, a ich krótki, wakacyjny związek był wielką pomyłką. Od czasu ich rozstania nie chciała dłużej mieć nic wspólnego ze światem, który powodował, według niej, więcej złego niż dobrego.
Sama Lydia, jako charłaczka, nie oczekiwała listu przyniesionego przez sowę i żyła wśród mugoli, idealnie wtapiając się w tłum. Jednocześnie skrycie marzyła o świecie, który wcale nie wydawał jej się taki okropny, i chciała poznać ojca pomimo żalu, jaki do niego żywiła.
Wszystko zmieniło się za sprawą zdjęcia od tajemniczego nadawcy. Jest ono nie tylko dowodem na to, że związek rodziców był czymś więcej, niż letnią miłostką. Najwyraźniej mama również uczyła się w Hogwarcie, chociaż utrzymywała, że magię znała tylko z opowieści...
To opowiadanie jest swego rodzaju rozgrzewką po naprawdę długiej nieobecności w opkowej części blogosfery. Miejmy nadzieję, że wszystko pójdzie po mojej myśli...
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz